niedziela, 8 grudnia 2013

3. I co z nami będzie? (Epilog)


Jedno podstawowe pytanie…Dlaczego ja? Demi wyjechała do Hiszpanii, odnaleźliśmy ją, zeswatałem ją z Joe, choć to chyba zrobili sami ja po prostu otworzyłem im oczy, był ślub, w końcu także szczęśliwa nowina, że zostanę wujkiem, wszystko się tak pięknie układało, dosłownie jak puzzle, a tu dup, zgubił się jeden element i ktoś targany silnymi emocjami rozwalił cały piękny obrazek. I wszystko jak zwykle spadło na mnie, na próżno mogę sobie do Demetrii dzwonić, a Joseph oczywiście święcie przekonany o zdradzie, o mało nie wniósł wniosku o sprawę rozwodową, co gorsza powodem dla którego tego nie zrobił była plątanina jego nóg, powstała w skutek wypicia zbyt dużej ilości procentów. I za co to wszystko? Eh dobrze mogę być kozłem ofiarnym , niech się wszyscy na mnie wyżywają, ale ja i tak będę próbował to wszystko naprawić tylko czy ktoś może mi powiedzieć w jaki sposób? Stanąłem przed drzwiami domu mojego brata z niemałą niechęcią, myśl, co zaraz mogę zobaczyć, nie napawała mnie optymizmem.
Z lekkim ociąganiem nacisnąłem na klamkę, jednak drzwi nie ustąpiły, zagłuszając w sobie chęć ucieczki na Karaiby szybko wyjąłem klucz z kieszeni by po chwili, ujrzeć wnętrze domu, to znaczy coś co nim powinno być. Przekroczyłem próg, nasłuchując, niestety do moich uszu dotarło tylko tikanie wskazówek zegara, westchnąłem kiedy do moich nozdrzy dotarł zapach alkoholu, zacząłem cicho kroczyć w kierunku salonu, gdy nagle o coś się potknąłem, tym czymś okazała się pusta butelka, kilka kroków przede mną dostrzegłem rozbite naczynie a obok jakąś ciemną ciecz
-Boże co on ze sobą robi?- szepnąłem, zniecierpliwiony kopnąłem butelkę i z impetem wpadłem do salonu, to co tam zobaczyłem wprawiło mnie w osłupienie.
Joseph leżał na kanapie, wpatrując się w sufit, wokół niego, mimo moich najczarniejszych wizji panował porządek, on sam był ubrany jak do wyjścia. Wiedząc, że czasem pozory mylą, podszedłem do niego, uważnie mu się przyglądając i próbując wyczuć jakąkolwiek woń alkoholu, która uderzyła mnie przy wejściu
-Możesz sobie wąchać, nic nie piłem, w całym domu śmierdzi rozlanym piwem, nie zdążyłem tego jeszcze posprzątać- jego zachrypnięty i smętny głos nijak nie pasował mi do mojego brata, jednak jakiś postęp mamy, jest trzeźwy, po raz pierwszy od jakiegoś miesiąca
-Powiem ci, że jestem mile zaskoczony, a cóż to się stało, czyżbyś w końcu zdobył się na odwagę, żeby stanąć twarzą w twarz ze swoimi problemami, a nie uciekać w alkohol?- nie starałem się kryć ironii, nie miałem już sił na to żeby patrzeć jak mój brat się stacza.
Jednak kiedy na mnie popatrzył, miałem ochotę odwrócić wzrok, jeszcze nigdy nie widziałem tyle bólu w jego spojrzeniu, jego oczy delikatnie się szkliły, miałem wrażenie, że wystarczy jedno mrugnięcie, a po jego policzkach zaczną spływać łzy. Przez ostatni miesiąc Joseph miał jakby wyłączone uczucia, które właśnie w tej chwili wróciły ze zdwojoną siłą.
-Joe, ja nie..
-Brakuje mi jej tęsknie za nią, za dzieckiem, oni są całym moim światem
-Ale mówiłeś, że pewnie cię zdradziła, że..- nie chciałem tego mówić, przez ani jedną chwilę nie wierzyłem, żeby Demi zrobiła coś takiego. Joe wstał gwałtownie
-Wiem, wiem co mówiłem i możesz mi uwierzyć lub nie, ale nienawidzę się za to, nienawidzę się za te słowa, za te myśli, które w jakimś stopniu obraziły Demi. Nie wierzę żeby mogła to zrobić, a nawet jeśli to na pewno by mi powiedziała, ale nie…na pewno tego nie zrobiła, przecież to moja Demi, moja żona, ta delikatna krucha dziewczyna, którą pokochałem, którą dalej kocham, musiała mieć ważny powód żeby wyjechać i to w taki sposób- głos mu się delikatnie łamał, jednak ja wiedziałem, wiedziałem, że mój stary brat wrócił.
Bez zbędnych słów po prostu wstałem i go uścisnąłem jak brat brata
-Znajdziemy ją Joe, nie wiem jak, ale na pewno- choć przed wypowiedzeniem tych słów miałem wątpliwości, teraz wiem, że na pewno nam się uda.

Poszedłem się przejść, mając nadzieję, że jakiś sposób na znalezienie Demi przyjdzie mi do głowa, Joe powoli wracał do siebie, jednak odstawienie alkoholu po miesiącu ciągłego picia nie jest najprzyjemniejszym doświadczeniem, ale Joseph ma motywację, która dodaje mu sił. Wszystko ciągle się komplikuje, nadal mam nadzieję, że zaraz ktoś wyskoczy zza rogu krzycząc, mamy cię! No bo czy to jest normalne? Ja rozumiem, problemy to nieodłączna część naszego życia, ale nie przesadzajmy, czy ktoś się uwziął na naszą rodzinę? Przecież Demi nie jest typem osoby, która robi takie rzeczy, w życiu bym nie pomyślał, że może wyjechać sama nie wiadomo gdzie i to w taki sposób..zaraz zaraz sama.. Boże, a jeżeli ktoś ją porwał? Przecież jesteśmy sławni, eh ale nie ma żadnych żądań w sprawie okupu. Westchnąłem i co ja mam robić? Przecież nie ma żadnych możliwości żeby odnaleźć Demi, moje rozmyślenia przerwała dźwięk telefonu
-Halo?- odebrałem trochę niepewnie widząc numer nieznany na wyświetlaczu telefonu
-Cześć Nick, to ja Demi- yyy że co? Boże to naprawdę ona, żyje i dzwoni do mnie, miałem ochotę sobie podskoczyć, choć lepiej nie wywoływać sensacji, ale zaraz zaraz to znaczy, że nic jej nie jest, więc..
-Demetrio Devonne Lovato możesz mi łaskawie wyjaśnić co ty odwalasz?- nie kryłem oburzenia, usłyszałem tylko głęboki oddech mojej rozmówczyni, która najwyraźniej nie miała ochoty odpowiadać na to pytanie- Demi proszę cię powiedz, że miałaś jakiś ważny powód żeby zrobić nam coś takiego, bo inaczej nie ręczę za siebie
-Miałam Nick, miałam- szepnęła- ale nie mogę ci powiedzieć bo..
-Demi my się chyba nie rozumiemy musisz mi powiedzieć! I bez gadania-dodałem kiedy już zaczynała coś mówić- ty nawet nie wiesz co my tutaj przeżywamy
-Właśnie co tam u was, jak Joe?
-Nie zmieniaj tematu, o nim później, dlaczego wyjechałaś?
-Nick ja naprawdę..
-Co naprawdę? Demi czy ty jesteś niepoważna, robisz coś takiego, sprawiasz nam taki ból po czym nagle dzwonisz, nie wiadomo po co, bo nie chcesz wyjawić powodu swoich czynów
-Dzwonie, żeby powiedzieć że u mnie wszystko w porządku i dowiedzieć się jak u was- mówiłaś coraz głośniej, ale słyszałem niepewność w jej głosie, co jeszcze bardziej mnie zezłościło
-O nagle cię to interesuje, to czemu nie zadzwoniłaś do Joe, boisz się?
-Nie mogę do niego zadzwonić bo grozi mu niebezpieczeństwo!- krzyknęła, stanąłem jak wryty
-O czym ty mówisz?
-Jakiś czas temu zaczęłam dostawać groźby, że jeżeli nie odejdę od Joe, to ktoś go zabije- słyszałem, że płacze
-Boże Demi, przecież wystarczyło nam powiedzieć od czego jest policja? Od czego masz nas?
-Bałam się, a raczej boję się nadal, że coś mu zrobią, nie przeżyłabym tego
-Demi przepraszam, że na ciebie wrzeszczałem- powiedziałem już o wiele spokojniej, choć tak naprawdę chciało mi się śmiać, przecież my jesteśmy gwiazdami, do Demi mogła pisać jakaś zakochana w Joe fanka- niestety moim zdaniem postąpiłaś źle, więc radzę ci natychmiastowy powrót do domu, do Joe
-Nick czy ty nie rozumiesz, że ja nie mogę wrócić?
-Demi a czy ty nie rozumiesz, że Joseph cię kocha i twój wyjazd mógł na niego źle wpłynąć – w mojej głowie zaczął rodzić się plan
-Co? Co ty mówisz?- strach w jej głosie był namacalny
-A to, że Joe po twoim wyjeździe zaczął się staczać, pić na umór, nie wiem jak mu pomóc- mój głos zaczął się łamać, musiałem wprowadzić trochę dramaturgii, no co przecież, w zasadzie jej nie okłamałem?
Milczała, słyszałem tylko jej przyspieszony oddech
-To przeze mnie, Boże jak ja mogłam, nie myślałam racjonalnie, wydawało mi się, że to jest jedyne wyjście z tej sytuacji- zaczęła mówić jak najęta
-Więc teraz rozumiesz, dlaczego musisz wrócić?
-Tak- szepnęła
-Więc?- zapytałem kiedy minęła kolejna minuta milczenia
-Więc wracam
-Kiedy?- nie kryłem swojego zadowolenia, na mojej twarzy ukazał się szeroki uśmiech
-Postaram się jeszcze dzisiaj, najpóźniej jutro, dziękuje ci Nick
-Za co?- zapytałem zaskoczony
-Za to, że jesteś, to ja już kończę, pa
-Demi, jeszcze jedno- musiałem zadać pytanie, które nurtowało mnie od początku, a może miałem jakieś złe przeczucia?
-Tak?
-Gdzie się zatrzymałaś?

Demi
Jaka ja jestem głupia, jak mogłam tak postąpić, jak mogłam tak go skrzywdzić, Boże jak dobrze, że zadzwoniłam do Nicka. Zaczęłam pośpiesznie pakować swoje rzeczy, chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Już nic się nie liczyło, tylko powrót
-Co robisz?- podskoczyłam przestraszona na dźwięk głosu swojej przyjaciółki, która przyglądała mi się badawczo
-Pakuję się, wracamy, jak ja mogłam tak postąpić?- nie przerywając pakowania czekałam na reakcje Sel, która nadal stała w wejściu, chyba niedowierzając w moje słowa- Boże- popatrzyłam na nią zmieszana- Selena przepraszam, odciągnęłam cię od twojego życia, wywiozłam tutaj, a teraz nagle mówię, że wracamy, jaka ja jestem egoistyczna- czułam, że powoli tracę panowanie nad sobą to wszystko mnie przerasta
-Demi o czym ty mówisz?- usłyszałam wdzięczny śmiech przyjaciółki, kiedy siłowałam się z zamkiem walizki- przecież jesteś moją przyjaciółką, jesteś częścią mojego życia i nic się nie stało, najważniejsze, że wracamy do domu i mam nadzieję, że wszystko się już ułoży, podeszła do mnie pomagając mi z bagażem po czym po prostu mnie przytuliła. Właśnie tego mi trzeba było
-Dziękuje- wyszeptałam, popatrzyła na mnie pytająco- za to, że jesteś
-Oj przestań bo się wzruszę, przecież wiesz, że cię kocham- na chwilę zamilkła robiąc zamyśloną minę- to znaczy wiesz, jak siostrę bez żadnych podtekstów- popatrzyłam na nią z poważną miną po czym obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Co tutaj się dzieje?- nasz atak śmiechu przerwał Maciek, który nie podzielał naszego entuzjazmu przyglądając się walizce.
Nie wiedziałam co powiedzieć, próbowałam złapać oddech, oraz nie zwracać uwagi na jego przeszywające mnie spojrzenie
-Wybieracie się gdzieś?- jego ton był lodowaty
-Tak, postanowiłyśmy..-musiałam odchrząknąć , mój głos drżał z niewiadomych przyczyn- postanowiłyśmy jednak wrócić do domu.
Maciek patrzył na nas przez chwilę uważnie, po czym wybuchnął śmiechem, ale nie był to przyjazny śmiech
-Ty chyba sobie żartujesz, myślisz, że będziesz sobie mogła tak po prostu stąd wyjechać?- krzyknął, cofnęłam się o krok, zdziwiona jego zachowaniem, widziałam, że Selena zaciska pięści
-A co zabronisz nam?- poczułam dziwny ból w dole brzucha, przecież to dopiero ósmy miesiąc, zaczęłam głęboko oddychać obserwując sytuację
-Tak- chłopak był pewny siebie co nie dodawało mi otuchy
-Otóż nie, nie jesteśmy twoimi niewolnicami i wyjedziemy stąd czy ci się to podoba czy nie
-Ty możesz sobie jechać, ale Demi zostaje ze mną
-Ty chyba sobie kpisz!- Selena krzyczała coraz głośniej- nie masz prawa- Maciek zaczął zbliżać się do niej, a ja miałam coraz gorsze przeczucia
-Nie rozkazuj mi dzi*ko- warknął
-Co ty do mnie powiedziałeś- Selena podeszła do niego z zamiarem uderzenia, ale on był szybszy. Usłyszałam tylko dźwięk uderzenia, po czym moja przyjaciółka padła nieprzytomna na podłogę, pisnęłam i szybko do niej podbiegłam
-Co ty jej zrobiłeś?- po moim policzku zaczęły spływać łzy
-Masz być grzeczna bo inaczej spotka cię to samo- kiedy się odwrócił, zauważyłam broń w tylnej kieszeni jego spodni, wiedziałam, że to dopiero początek…

Joe
Nick był dziwnie wesoły, czego nie mogłem powiedzieć o sobie. Nie wiedziałem od czego zacząć szukanie Demi, nie wiedziałem nawet czy to ma w ogóle jakiś sens. Jednak nie mogłem odpuścić, przecież to miłość mojego życia. Wpatrywałem się w sufit czekając na jakiś genialny pomysł i próbując nie zwracać uwagi na krzątających się wokół mnie moich bracie, kiedy nagle zadzwonił mój telefon. Pewnie znowu mój menager żeby na mnie nawrzeszczeć, że zawalam na całej linii, byłem już tym znudzony
-Tak słucham- powiedziałem bez większego entuzjazmu
-Słyszę, że humorek nie dopisuje, mam dla ciebie informację, która jeszcze bardziej go zepsuje- powiedział dziwnie znajomy głos
-Kto mówi?- zapytałem, gwałtownie wstając
-To nie jest ważne, ważne jest, że mam informacje o twojej żonie
-O Demi?- zapytałem słabo, nie minęła sekunda a Kevin i Nick pojawili się obok mnie, dałem na głośnomówiący- gdzie ona jest?
-O nie tego się nie dowiesz, dzwonie, żeby powiedzieć tylko, że już nigdy jej nie zobaczysz-po chwili usłyszałem dźwięk przerywanego połączenia. Z wrażenia usiadłem
-Co za świnia- usłyszałem warknięcie Nicka- od samego początku wiedziałem, że był jakiś podejrzany
-Co? Nick o czym ty mówisz, znasz go?
-Jak to nie poznaliście go?- mój brat wyglądał jakby dopiero teraz zauważył naszą obecność, popatrzyłem na niego jak na idiotę- przecież to Maciek
-Kto?- tym razem z pytaniem wyręczył mnie Kevin
-Maciek, ten z Hiszpanii- powoli zacząłem sobie przypominać, ale jak to w ogóle możliwe?- czyli to on jest tym znajomym, od którego Demi wzięła domek, świetnie- nic nie rozumiałem z bełkotu Nicka, ale co gorsza nadal nie wiedziałem co mam robić
-I co teraz?
-Jak to co? Najpierw zadzwonimy na policję. Słuchajcie Demi do mnie zadzwoniła-miałem ochotę się na niego rzucić- spokojnie, nie powiedziałem wam bo udało mi się jej wytłumaczyć, że ma wracać, teraz nie mamy czasu , żebym wam to wszystko mówił, wiem gdzie się zatrzymała, wyjaśnię wam wszystko po drodze..

Mimo całego tragizmu sytuacji gdzieś w środku czułem radość, Nick wszystko mi powiedział, Demi wyjechała, żeby mnie ratować, choć wydaje mi się to trochę dziwne, przecież mogła nam powiedzieć, eh ale to cała ona wszystko chce zrobić sama, wszystkich ochronić. Czas ciągnął mi się nie miłosiernie, jednak plan był ułożony od A do Z, policja szykowała obławę, chcieli załatwić wszystko po cichu w miarę możliwości oczywiście, my mieliśmy siedzieć w aucie czekając aż wyprowadzą tego..lepiej żebym się nie wyrażał poglądów na temat tej osoby. Przymknąłem oczy, wokół panowała cisza, choć ja potrafiłem sobie wyobrazić, kilku policjantów okrążających domek, w którym najprawdopodobniej znajdowała się moja żona. Nagle zaświeciły się światła, a ja ujrzałem, że wyprowadzają Maćka, nie potrafiłem się opanować, szybko wyskoczyłem z auta, mimo protestów braci, wiedziałem, że biegli za mną. Odepchnąłem od siebie policjantów, którzy próbowali mnie zatrzymać i z całej siły przywaliłem w głupkowaty uśmiech oprawcy Demi
-Joe!- chciałem napawać się widokiem leżącego na piasku zakrwawionego Maćka, ale ten głos, głos za którym tak bardzo tęskniłem przywrócił mnie do rzeczywistości, odwróciłem się, w drzwiach stała Demi i Sel, jednak to ta pierwsza najbardziej przykuła moją uwagę…

Demi

Wszystko działo się szybko, w zasadzie nie wiedziałam co mam robić, nagle do domu wpadli policjanci i wyprowadzili Maćka, po czym podeszli do mnie i do Sel, czułam się jakbym grała w jakimś kryminalnym serialu, ale z drugiej strony czułam się jakbym oglądała to wszystko z boku, jakbym wcale w tym nie uczestniczyła. Jednak kiedy wyszłam na zewnątrz, wiedziałam, że to jest właśnie moje życie, zobaczyłam Joe’ego, który uderza Maćka,
-Joe!- nie mogłam się powstrzymać, chciałam się po prostu wtulić w jego ramiona i za wszystko przeprosić, moje życzenie spełniło się już po chwili.
Poczułam silne ramiona, które mnie oplotły, poczułam jego perfumy, w końcu poczułam się bezpieczna.
-Przepraszam- wyszeptałam, nie mogąc pohamować łez
-Ty mnie przepraszasz? Za co? Głuptasie przecież wiesz, że cię kocham i zapewne w twojej sytuacji postąpił bym tak samo- delikatnie mnie od siebie odsunął patrząc mi w oczy, jak ja tęskniłam za tym wzrokiem pełnym miłości
-Kocham cię- powiedziałem pewnym głosem i już po chwili złączyłam z nim swoje usta, w końcu mogłam powiedzieć, że jestem szczęśliwa.
Joe objął mnie po raz kolejny, wiedziałam, że nie wypuści mnie szybko i nawet tego nie chciałam, jednak poczułam coś dziwnego..jakbym
-O Boże, Joe- pisnęłam, odsunął się ode mnie szybko przerażony
-Tak?
-Wody mi odeszły
-ŻE CO?
-Rodzę!- krzyknęłam

 

Boże…Naprawdę nie wierzę w to co się pojawiło powyżej…
Ale tak muszę to powiedzieć przed wami i przed sobą..to jest epilog! Jest to definitywne i ostateczne zakończenie tego bloga jak i mojej przygody z blogowaniem. Jak widać po tym powyżej, wypaliłam się, a także straciłam jakąkolwiek ochotę na pisanie o Jemi..
Tak wiem, że minął ponad rok od założenia tego bloga i jest to dopiero trzeci rozdział, który na dodatek jest epilogiem i jakby na to nie patrzeć jest to komiczna sytuacja..
Nie chcę się tutaj rozpisywać bo wiem, że to nie ma sensu. Chciałabym wam podziękować z całego serca, oczywiście chciałabym podziękować każdej z was z osobna, jednak to jest niemożliwe ponieważ nie mam pojęcia kto jeszcze czyta tego bloga i kto w ogóle jeszcze jest obecny w tym świecie opowiadań o Jemi..
Dlatego dziękuje wam wszystkim, dziękuje za to, że jesteście.
Dziękuje, zarówno tym, którzy czytali tylko pierwszy tom tego bloga (wiem, że tego nie przeczytają xd) jak i tym, którzy dotrwali do końca drugiego tomu.
Dziękuje wszystkim, którzy zaglądali na tego bloga, nie tylko tym, którzy komentowali, ale także tym którzy po prostu znaleźli czas, żeby przeczytać moje wypociny.
Jesteście kochane, wy jak i wasze opowiadania wniosły dużo do mojego życia, a to jest bezcenne..
DZIĘKUJĘ :*
Z racji tego, że święta zbliżają się wielkimi krokami, chciałabym wam złożyć życzenia.
Wydaję mi się, że najważniejszą rzeczą jaką każdy z nas potrzebuje w czasie świąt jest miłość. Dlatego życzę wam dużo miłości, a także tego żebyście w tym zamieszaniu, które zazwyczaj przed świętami panuje w naszych domach, nie zgubiły głównej idei tych świąt BOŻEGO NARODZENIA :*
Oczywiście nie zapominam także o Nowym Roku, mam nadzieję, że będzie lepszy od tego i że spełnią się wasze najskrytsze marzenia…Całuje, Nila :*

Oczywiście jeżeli miałybyście ochotę ze mną porozmawiać to możecie pisać w każdej chwili, na pewno odpowiem :*

                                                                                                      Pozdrawiam Wasza Nila :*

4 komentarze:

  1. Cieszę się, ze mimo wszystko skończyłaś tego bloga. Rozumiem o co chodzi. Ja też powoli się już wypalam jeżeli chodzi o Jemi, ale ciesze się, że dodałaś coś i nie zostawiłaś tej historii bez zakończenia. Mam nadzieję, że napiszesz jeszcze coś nie jemi :) A to cudowne :) I tb też składam życzenia :)
    Medicatus_hope

    OdpowiedzUsuń
  2. jaki koniec...nie ;( ehh, kocham twoje Jemi <3 i ciebie też <3 i życzę ci też wszystkiego co najlepsze, kochana!
    Tusia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej kochanie <3 Piękny epilog, mimo,że smutno, że nie będzie opowiadania dalej, jednak rozumiem, bo sama się zbieram do zakończenia swojego, niestety jestesmy coraz starsze i dochodzimy, aby przekzać blogowanie kolejnym pokolenią. Rozdział cudowny i gratuluje <3 Tb równiez świąt pełnych miłosci <3

    OdpowiedzUsuń
  4. To prawda stary świat Jemi już się wypalił. Jednak wszystko co dobre kiedyś się kończy :) To były wspaniałe lata dzieciństwa czytając i pisząc opowiadania o Jemi. Sama się przyznam , że kiedyś czytałam ich multum , nawet miałam specjalną książeczkę do zapisywanie linków! Teraz już nie pamiętam nazw blogów , nawet ostatnio zapomniałam swojego , co mnie troszkę przestraszyło. Jedno musimy przyznać - wyrośliśmy z tego. I nic z tym nie zrobimy. Nasz zapał do czytania , jak i pisania już wygasł.
    Co do epilogu nie zgodzę się z tobą , że się 'wypaliłaś' w pisaniu bo z tego co pamiętam to pisałaś naprawdę super TAK JAK TERAZ! Dziękuję , za życzenia tobie również życzę Wesołych , pogodnych radosnych i pełnych miłości świąt!
    WerkQ

    OdpowiedzUsuń